Coś się kończy, coś zaczyna, czyli krótkie podsumowanie zakończonych tytułów.

Sezon wiosenny rozpoczął się już praktycznie na dobre, jednak zanim przejdziemy do pierwszych wrażeń, których będzie w tym roku naprawdę sporo, chciałabym podsumować kilka serii z minionych sezonów jesienno-zimowych. Niestety to naprawdę tylko kilka ze wszystkich tytułów, które zostały mi do nadrobienia, dlatego mam nadzieję, że gdzieś w trakcie sezonu wiosennego uda mi się napisać drugą notkę podsumowującą. Enjoy!

1. NORAGAMI

NoragamiDlaczego to musiało być takie krótkie?! ;_; Absolutnie i totalnie wciągnęłam się w to anime, zżyłam z bohaterami, nauczyłam na pamięć każdej nuty ze ścieżki dźwiękowej i…koniec. Ma frustracja sięgnęła zenitu, chlip. Niemniej zacznijmy jednak od początku…fabuła. Faktycznie upchana w 12 odcinkach, tak że przy każdej najmniejszej okazji rozciągnęłaby się spokojnie na drugie tyle, jednak dzięki temu udało się w 100% uniknąć dłużyzn i zapychaczy. Wydarzenia i zwroty akcji następują po sobie tak szybko, że widz nie ma czasu się nudzić, znudzić ani nawet ziewnąć. Na większość pytań dostajemy satysfakcjonującą odpowiedź, a zakończenie faktycznie zamyka prezentowane na ekranie wątki, zostawiając mimo wszystko uchyloną furtkę na wszelkie kontynuacje, OAV czy inne wymysły twórców. Bohaterów po prostu nie da się nie lubić. Yato (ah, Yato! *_*), Yukine i Hiyori to trójka głównych postaci, których będzie nam dane poznać najlepiej. Ciężko napisać coś więcej o każdym z nich z osobna, aby nie zaspoilerować, jednak – co dla wielu jest ważnym czynnikiem – główna postać żeńska nie irytuje! (banzai!) Hiyori naprawdę staje na wysokości heroiny pierwszoplanowej i oglądanie jej na ekranie to prawdziwa przyjemność. Dostajemy też spore grono postaci drugoplanowych zaopatrzonych w konkretny zestaw cech, jednak (moja subiektywna opinia) ani przez chwilę nie było mi dane pomyśleć, że przedstawiona postaci są sztampowe, czy przewidywalne. Owszem czasem ciężko silić się na oryginalność, tu i tam mignie nam przed oczami przewałkowany już do bólu schemat, jednak w tym anime nie jest to rzecz, na którą zwraca się uwagę. Jest wiele innych czynników, które przyciągają zarówno oko, jak i ucho. Muzyka w tym anime jest absolutnie genialna. Openingu nie przewinęłam ani razu i gdy tylko wyszedł w postaci singla od razy zagościł na moim odtwarzaczu. Podobnie zresztą jak całe OST z Noragami. Podkład muzyczny jest ciekawy, bardzo dobrze współgra z wydarzeniami i naprawdę wpada w ucho. Ciężko mi napisać coś więcej o kresce tego anime, gdyż fabuła i muzyka tak mnie pochłonęły, iż kompletnie nie zwracałam na nią uwagi. Myślę, że mogę spokojnie przyjąć, iż to że nie rzuciło mi się nic w oczy świadczy o jej staranności i dobrej formie. W sumie mogłaby jeszcze pisać i pisać i pisać…jednak zamiast czytać te moje wypociny weźcie się za te 12 odcinków i sami sprawdźcie ile z tych moich achów i ochów zgadza się z waszymi odczuciami. Nie ukrywam, że postać Yato (ah, Yato *_*) może mi zawyżyć ocenę, jednak anime to naprawdę wybija się ponad inne (szczególnie te 12 odcinkowe) i spokojnie mogę je uznać, że najlepsze anime sezonu zimowego.
OCENA KOŃCOWA: 10/10

2. HAMATORA THE ANIMATION 

hamatoraEh, hamatora, hamatora. Trzymanie w napięciu, rozwijająca się akcja, ciekawy świat, przeplatające się motywy i wartości bohaterów oraz…zakończenie. A raczej jego brak. Totalny brak zakończenia. Rozumiem zachęcenie do II serii, rozumiem potrzebę reklamy, rozumiem…ale jednak nie rozumiem! 12 odcinków tylko po to, aby nic nie wyjaśnić, zamieszać wszystko do sześcianu na końcu i…dać czarny ekran z jakże uroczym napisem: TO BE CONTINUED. Bardzo denerwujące zagranie odbijające się na ocenie końcowej. A jak anime to dawało sobie radę do czasu zakończenia? Ano przeciętnie. Opisy, trailery, zapowiedzi szykowały nas na coś niesamowitego, co podbije sezon zimowy i zostawi wszystko inne daleko w tyle. Kilka razy trafiłam nawet na stwierdzenie: następca Durarary. Cóż, podobnie jak kiedyś Genei wo Kakeru Taiyou miało być następcą Madoki i nie wyszło z tego kompletnie nic, tak teraz Hamatora ma z Durararą tyle samo wspólnego. Może ewentualnie coś podobnego w kresce by się znalazło, ale to już szukanie na bardzo upartego. Początek dał mi bardzo mylne wrażenie, iż jest szansa na coś co będzie miało ręce i nogi, i że faktycznie doczekałam się kryminału, który zaspokoi moją potrzebę na jakiś nowy, dobry tytuł z tego gatunku. Moje nadzieje zgasły tak samo szybko jak się pojawiły. Mimo, iż seria podobnie jak Noragami, liczy sobie 12 odcinków, to udało się w nią wpleść obowiązkowe gorące źródła oraz kilka innych niezbędnych! wydarzeń. Nawet jeśli pod koniec atmosfera się zmienia i zaczyna się robić bardziej poważniej to jednak koniec końców nic z tego nie wynika. Poza czarnym ekranem. Ciężko ocenić działania bohaterów oraz wydarzenia, które miały miejsce jeśli nie wiemy jaki był ich końcowy skutek. Nawet jeśli były momenty, w których zainteresowało mnie to czy owo, to w ogólnym rozrachunku nie mam żadnego kontekstu do którego mogłaby to odnieść. Jest to zdecydowanie tytuł, który da się ocenić dopiero po II serii, gdyż na ten moment to anime kompletnie urwane w połowie. Na muzykę nie zwracałam specjalnie uwagi, jedyne co mi wpadło w ucho to opening. Kreska należy zdecydowanie do specyficznych, jednak ostro tęczowe kolory, które zalewały ekran, gdy każdy z bohaterów używał swojego Minimum, moim zdaniem, psuły odbiór całości. Momentami było to tak nieostre i zamazane, iż nie można był dostrzec co się właściwie na ekranie dzieje. Rozumiem, że zabieg ten miał na celu podkreślenie rzeczywistości w jakiej porusza się użytkownik Minimum, jednak jednocześnie uważam, że nie był to najlepszy pomysł i na pewno dałoby się to jakoś lepiej zrobić. Ostatecznie ciężko mi poleci to anime komukolwiek, ale również ciężko mi go nie polecić. Ma swoje wzloty i bardzo bolesne upadki, daje nadzieje na coś, czego właściwie przez całe 12 odcinków nie dostajemy, ale na pewno znajdą się osoby, które zostaną wciągnięte przez zaprezentowane wydarzenia. Może kontynuacja zmieni mój odbiór całości o 180 stopni. Może wyjaśni wszystko i poprowadzi fabułę taką drogą, że Hamatora faktycznie wybije spośród innych tytułów. Może…ale na ten moment to tylko kolejne anime, które obiecuje i zawodzi wszelkie oczekiwania.
OCENA KOŃCOWA: 4/10

3.  TOKYO RAVENS

Tokyo RavensNadszedł czas na jedno z dłuższych anime (24 odcinki), które udało mi się ukończyć w ostatnim czasie. Przyznam się, że ze względu na brak czasu większość 24 lub 26-odcinkowych anime zalega u mnie w On-hold coraz głośniej domagając się mojej uwagi. Mam nadzieję, że uda mi sie za nie zabrać szybciej niż dopiero w wakacje…ale wróćmy do Tokyo Ravens, które okazało się całkiem dobrą rozrywką. Dostajemy akcje, magię, dających się polubić bohaterów oraz całkiem zawiłą fabułę. Dla mnie ogromnym plusem było to, że przez całe anime dostajemy jakieś wskazówki i fragmenty, które na końcu układają się w całkiem logiczną całość. Nawet jeśli momentami anime to zarzuca widzów zbyt dużą ilością nazw, zaklęć, nazwisk i powinowactw rodzinnych, to ostatecznie, gdy się już w tym wszystkim człowiek połapie dostaje całkiem spójną historię, która zgrabnie przeplata się z wydarzeniami z przeszłości. Nie da się ukryć, iż wystąpiło tu kilka nieścisłości oraz dość naciąganych wyjaśnień czy działań, jednak nie na tyle rażących, abym czuła potrzeba rozpisywania się na ten temat. Mocną stroną są bohaterowie, szczególnie ci drugoplanowi. Główny protagonista zaskarbił sobie moją przychylność faktem, iż nie musiałam słuchać przez 24 odcinki, że on wszystkich obroni! uratuje! oraz uratuje! i obroni! Ogromne brawa dla Harutory, da się być pierwszoplanowym bohaterem płci męskiej, który nie krzyczy co 20 sekund wymieniowych wcześniej kwestii. Oklaski również dla całej grupy, które wiedzie prym w tym anime, za niesztampowe podejście do łączącej ich przyjaźni. W końcu trafiłam na paczkę przyjaciół, które nie czuje potrzeby wychwalania łączących ich więzi pod niebiosa. Czasami po prostu prościej dać sobie po twarzy, niż zalewać widza potopem patosu. Czy zakończenie, zmora ostatniego czasu, można uznać za satysfakcjonujące? Owszem. Zakończenie istotnie rolę zakończenia pełni i zostawiła pełną swobodę w kwestii II serii, którą na pewno bardzo miło bym przywitała. Kreska nie daje żadnych powodów do narzekań, dynamiczne walki są przyjemne dla oczu, wnętrza i krajobrazy narysowane z widoczną starannością. Pierwszy opening bardzo przypadł mi do gustu, drugi już niestety mniej. Muzyka stanowiąca tło wydarzeń dobrze dobrana i w kluczowych momentach zdecydowanie dodaje klimatu. Czy polecam? Jak najbardziej tak. Nawet jeśli magia już była, akcja tym bardziej oraz mieliśmy okazję poznać niejeden świat podobny do tego z Tokyo Ravens, to jednak tytuł ten oferuje coś nowego w tym wszystkim. Nie umiem określi czy to bohaterowie, czy wydarzenia czy może i jedno i drugie, ale na pewno zachęcam do znalezienia chwili na te 24 odcinki i na zgłębianie tajników magii razem z naszymi bohaterami. Ostatecznie „Czy wiesz czym serce magii jest? Odpowiedzią są kłamstwa.”
OCENA KOŃCOWA: 8/10 

4.  MIKAKUNIN DE SHINKOUKEI 

MikakuninPo tych 3 dość poważnych tytułach czas na coś z zupełnie innego gatunku. Mikakunin to klasyczna komedia romantyczna, która potrafiła mnie całkiem pozytywnie zaskoczyć. Po słodkich tytułach, ze słodką kreską i uroczymi bohaterkami, raczej nikt nie spodziewa się czegoś co nie będzie słodką komedią romantyczną, ewentualnie słodką komedią szkolną. I owszem tytuł ten jest słodką komedią romantyczną i słodką komedią szkolną w jednym! jednak z małym dodatkiem stworzeń nadprzyrodzonych, kosmitów, UMA, niebezpiecznych starszych sióstr, szwagierek i pojawiających się znikąd narzeczonych. Przy takim połączeniu nie można się dobrze nie bawić. Całość opowieści koncentruje się na licealistce imieniem Kobeni oraz na jej starszej siostrze Benio, szwagierce Mashiro i narzeczonym Hakuyi. Do tego dochodzi jeszcze kilka szkolnych znajomych i otrzymujemy drużyną, z którą nie da się nudzić. Podejście Benio oraz wszelkie jej pomysły i wszystko inne rozbawiło mnie absolutnie do łez. Mashiro również jest przyczyną wielu śmiesznych sytuacji. Momentami nawet niewzruszona i całkowicie sztywna postawa Hakuyi potrafiła być źródłem mojego wybuchu śmiechu. Jak to z komediami bywa do jednych trafią, do innych absolutnie nie. Ku mojemu zdziwieniu Mikakunin trafiło do mnie w całości. Romans jest tu utrzymany w konwencji komediowej oraz nastawionej całkowicie na MOE. Cukier, lukier oraz słodka polewa są dosłownie wszędzie, lecz z dobrą równowagą wstawek nieco poważniejszych lub komediowych. Cukier podany na śmiesznie jest o wielu bardziej strawny niż cukier podany z cukrem na cukrze. Ostatecznie jednak anime to pozostaje absolutnie słodką komedyjką i każdy kto spodziewa się czegoś więcej może sobie spokojnie odpuścić. Dodatki w postaci stworzeń nadprzyrodzonych sprawiają, iż anime to nie jest kolejną kopią siebie samego, ale na pewno nie wpływają na zmianę przewodniego gatunku tego tytułu. Polecam na nudne wieczory, polecam do pośmiania się, polecam na poprawę humoru i przekonanie się, że komedie romantyczne nie muszą wcale być nudne i niestrawne. Nie polecam poszukiwaczom ambitnego kina oraz lubiącym wartką akcję i rozbudowane fabuły, uciekniecie z krzykiem. oh! i polecam lubiącym Nessie, ostatecznie ktoś z twórców zdecydowanie ma słabość na punkcie tego legendarnego potwora. ;D
OCENA KOŃCOWA: 7/10

5. HOOZUKI NO REITETSU

hozuki-no-reitetsuJest piekło w rozumieniu europejskim, jest piekło lub jego odpowiedniki w wierzeniach ludów pierwotnych, mamy ujęcie piekła Dantego oraz…jest także piekło z punktu widzenia Japończyków. Absolutnie genialne anime, klimat oraz humor. Niestety tytuł ten na pewno trafi tylko do bardzo wąskiej publiczności, ze względu na nietuzinkowość i bardzo wyszukane gagi. Nie jest to prosta komedia dla każdego, lecz dość złożony humor, który nieodłącznie splótł się z atmosferą całej serii. Jeśli chociaż jedno nie przypadnie ci do gustu, możesz sobie ze spokojem dalsze oglądanie odpuścić. Ostatecznie jakby nie patrzeć, Hoozuki to idealny obraz japońskiego czarnego humoru, który na pewno nie wszystkim musi pasować. Festiwal sportowy, festiwal światła, strefa rekreacyjna oraz podział piekła ze względu na grzechy popełnione przez śmiertelników to tylko kilka z wariacji na temat krainy wiecznego cierpienia w oczach Japończyków. Oglądając to anime można poznać wiele sławnych postaci, które faktycznie żyły i żyją do teraz w legendach i historii kraju kwitnącej wiśni. Przedstawienie bóstw oraz demonów z folkloru japońskiego dodaje niesamowitego smaczku temu tytułowi. Wszystko to sprawia, że nie jest to kino dla każdego, gdyż większość z was po prostu się znudzi po kilku minutach. Długie rozmowy, potyczki słowne i opowieści o postaciach i wydarzeniach historycznych to dla wielu gehenna nie do przeżycia, dlatego też polecam ten tytuł tej garstce ludzi, dla których wyznacznikiem dobrego anime nie musi być wartka akcja, znane wszystkim gagi oraz super bohaterowie z magicznymi mocami.
OCENA KOŃCOWA: 8,5/10 

6. INARI, KONKON, KOI IROHA. 

Inari KonkonKolejna moe komedyjka romantyczna w tym zestawieniu, która pomimo bardzo dobrego początku i wciągającego rozwinięcia, zakończeniem zrobiła sobie dużą krzywdę. Cała historia, do ostatniego odcinka – nim zajmiemy się na końcu, przedstawia zaskakująco ciekawą historię…nie, inaczej…cała historia mimo, iż nie jest wcale interesująca, przedstawiona jest w całkiem ciekawy, wciągający sposób. Anime o zakochanych dziewczynkach, które nagle dostawały nadprzyrodzone zdolności jest od groma i jeszcze trochę. Podobnie jak anime o bóstwach, żyjących w świątyniach, które nagla zaczynają pokazywać się ludziom. Znane? Znane. Jakimś cudem z połączenia tych dwóch znanych motywów, wyszło coś co potrafiło mnie na nowo zainteresować. Nie mam pojęcia dlaczego…czy to Inari, której udało się zdać egzamin na pierwszoplanową bohaterkę słodkiego do granic możliwości anime, czy może całkiem ciekawe wydarzenia, które następowała dość szybko po sobie sprawiły, że 9 odcinków minęło mi bardzo szybko i sprawiło dużą przyjemność. W anime z tego gatunku zazwyczaj najwięcej szkód może wyrządzić zakończenie. Niestety, idealnie te słowa sprawdziły się w tym wypadku. Zakończenie, moim zdaniem, jest po prostu zbyt nijakie. Cała akcja kumulowana przez 9 odcinków, która w końcu znajduje rozwiązanie na początku ostatniego epizodu wyparowuje tak totalnie, że zakończenie staje się całkowicie niestrawną papką. Jeśli miałaby powstać II seria to z pewność poprawiło by ocenę końcówki, jednak nigdzie ani widu ani słychu informacji na ten temat. Obawiam się, iż na próżno czekać na kontynuację 10 odcinkowej serii, więc niestety muszę się pogodzić z tym co dostałam…a dostałam dobrą historię, z interesująca główną bohaterką i postaciami drugoplanowymi (szczególny ukłon stronę brata Inari) oraz bardzo rozmemłane zakończenie, bo inaczej go nazwać nie mogę. Szkoda.
OCENA KOŃCOWA: 6/10 

Noragami

5 thoughts on “Coś się kończy, coś zaczyna, czyli krótkie podsumowanie zakończonych tytułów.

  1. Darya pisze:

    Co do Noragami to absolutnie polecam mangę! O ile po anime miałam uczucia „No, nawet sympatyczne”, to manga spodobała mi się dużo bardziej. Przykładowo Bishamon, która w anime była dla mnie neutralna, tam stała się moją ulubioną postacią (jej arc, nie zawarty już w ekranizacji był tak dobry <3). No i oczywiście Bones jak zawsze spieprzyło zakończenie (no dobra, nie było aż tak złe, ale jednak czuć było fillerem). Mimo wszystko bardzo przyjemna seryjka to była, a Yato ma takie śliczne oćka <3

    • enpitsuu pisze:

      Jesteś już którąś osobą, która poleca mi mangę, więc to chyba znak, abym jak najszybciej się za nią zabrała. :D
      Czytałaś mangę przed anime czy zaczęłaś później?
      Co do zakończenia to się zgadzam…ale w dobie dzisiejszych zakończeń mogło być duuużo gorzej, więc stwierdziłam, że nie będę narzekać. Filerami zaleciało na kilometr, ale chyba nikt nie spodziewał jakiejkolwiek namiastki mangowej wersji wydarzeń od początku do końca.
      Mimo wszystko zostałam absolutną fanką Noragami (Yato. ;3 i jego oćka. <3.) i w pierwszej wolnej chwili zabieram się za mangę. :)

      • Darya pisze:

        Niestety manga trochę jest do tyłu ze skanlacjami (choć jest cały Bishamon Arc <3), ale i tak tego na chwilkę czytania jest. Obawiam się też, że znając te studio nie ma co liczyć zbyt szybko na drugi sezon (ja wciąż czekam na tą kontynuację Ourana….), więc jak jestem na głodzie, to manga będzie akurat ^^

        • enpitsuu pisze:

          W środę mam egzamin, a na święta robię sobie prezent i spędzę je z mangą Noragami i pysznym świątecznym jedzonkiem obok monitora. :D
          Także czekam na kontynuację Ourana! Mangę doczytałam do samiuteńkiego końca(widziałaś zakończenie? ;3) i nie posiadałabym się z radości, gdyby powstała kontynuacja, albo chociaż jakiś film, OVA czy special. Cokolwiek. Niestety jednocześnie obawiam się, że po tak długim czasie nie ma co liczyć. Jeśli Noragami spotka taki sam los to będę wielce niepocieszona, przybita, sfrustrowana i…totalnie anty na wszystko.
          Niemniej na razie przede mną wizja ponownego spotkania z bohaterami w mandze, więc dobry humor mnie nie opuszcza.
          Dziękuję ci bardzo za bycie osobą, która ostatecznie mnie przekonała do sięgnięcia za mangę. :)

  2. aneta pisze:

    Noragami wymiotło konkurencję. Trafiłam na anime zupełnie przypadkowo i oglądanie go było moją najlepszą decyzją (życiową!). Yato (ah, Yato :) ) jest bohaterem, który mnie urzekł. Na co dzień roześmiany i zabawny, ale posiada wiele innych cech, które pojawiają się zupełnie niespodziewanie i chwytają człowieka za serce. Hyiori jak na dziewczynę o dobrym sercu przystało pomocna i niezastąpiona i Yukine, który sprawia, że Yato daje z siebie wszystko. Postacie poboczne są ciekawe a Nora bardzo mnie intrygowała. Zaraz po seansie wzięłam się za mangę i to, co tam się wydarzy tylko upewnia mnie w świadomości, że Noragami, zarówno anime jak i manga jest pozycją, która zagości w moim sercu i umyśle na długo. Oglądałam ją już co najmniej 3 razy i wciąż chcę do niej wrócić. Muzyka wpadająca w ucho, wpasowująca się w obraz i emocje.

Dodaj odpowiedź do enpitsuu Anuluj pisanie odpowiedzi